Penelope Ward,

RECENZJA: Słodki drań - Penelope Ward, Vi Keeland

poniedziałek, kwietnia 29, 2019 Eli 14 Comments

Słodki drań Penelope Ward Vi Keeland

Hej kochani, jak się macie? Mam nadzieję, że dobrze. 

Dziś mam dla Was recenzję książki, którą przeczytałam już jakiś czas temu, ale jakoś nie było okazji, by wcześniej Wam o niej opowiedzieć. Jest to powieść jedna z nowszych powieści mojego ukochanego duetu, czyli Penelope Ward i Vi Keeland, zatytułowana "Słodki drań", którą miałam okazję poczytać dzięki uprzejmości wydawnictwa editio.red. Już na bookstagramie pojawiło się wiele recenzji tej książki,a le jeśli chcecie znać naszą oponie, to serdecznie zapraszam. 


Słodki Drań Penelope Ward, Vi Keeland

Drań, który... nie jest draniem?


Tytuł oryginalny: "Cocky Bastard"
Autor: Penelope Ward, Vi Keeland
Tłumaczenie: Edyta Stępkowska
Wydawnictwo: editio.red
Ilość stron: 296



Akcja "Słodkiego drania" rozpoczyna się na stacji benzynowej, ot takiej zwykłej, jakich zapewne miliony w całych Stanach. Aubrey, główną bohaterkę poznajemy w dość przełomowym momencie jej życia, gdyż po bolesnym rozstaniu z partnerem, dziewczyna postanawia całkowicie zmienić wszystko, co dotychczas robiła. Spakowała walizki, wsiadła w samochód i wyruszyła w wielogodzinną podróż autostradą do Kalifornii, by na nowo znaleźć swoje miejsce. Zbieg okoliczności, nazywany przez niektórych przeznaczeniem sprawił, że na tej samej stacji benzynowej dziewczyna spotyka Chance`a, aroganckiego przystojniaka ze śmiesznym akcentem i zepsutym motocyklem. Chcąc kontynuować dalszą podróż, oboje zostają poniekąd zmuszeni do przebywania w swoim towarzystwie i wyruszają w dalszą drogę razem. Skóra, motor i... Słodki drań? Brzmi znajomo? Czy jednak dla obojga będzie to podróż życia, która całkowicie odmieni życie obojga? Ojj, dowiecie się tego oczywiście po zasięgnięciu po książkę. 

Jak wiele osób pewnie już wie lub się domyśla, wspólna podróż nie będzie "a bed of roses". Znając już ten znakomicie zgrany pisarski duet spodziewamy się wielu ciekawych perypetii i rzeczywiście je dostajemy. Autorki jak zwykle po mistrzowsku wplątują naszych bohaterów we wiele często zabawnych sytuacji, z mniejszą bądź większą dawną absurdu, ale robią to w takim stylu, że nie prostu nie sposób się przy tym nie bawić. Pisarki jakby instynktownie wiedziały co czytelnika może śmieszyć, a wierzcie mi, śmiałam się często i głośno, zwłaszcza z afery, w którą została wplątana malutka, niewinna koza, zwana Esmeraldą Śnieżką, bądź... Gulaszem. 

"(...) nie zasłużyłaś, aby tkwić w miejscu, kiedy to dopiero co podjęłaś próbę rozpoczęcia wszystkiego od nowa".

Pikanterii tej niezwykłej przygody dodaje jeszcze fakt, że między bohaterami od pierwszego spotkania wyraźnie iskrzy, aż lecą wióry i  to tylko kwestia czasu, aż duszona namiętność wybuchnie ze zdwojoną siłą i zaleje naszych bohaterów. Cieszy mnie jednak to, że pomiędzy Aubrey a Chance`m oprócz wyraźnego przyciągania fizycznego pojawia się od razu zwykła ciekawość i chęć poznania drugiej osoby. Jak to zwykle u pisarek bywa zawsze za czystą fizycznością pojawia się coś głębszego. Wiadomo, to erotyk, więc znajdziemy tam trochę pikantnych scen i wulgaryzmów, ale wszystko zostało zgrabnie utrzymane w przyzwoitych granicach. Chance i Aubrey szybko odnajdują nić porozumienia i zawiązuje się między nimi naprawę fajna relacja, oparta na mocnych fundamentach, która ma szansę na przetrwanie więcej niż jednej, wspólnej podróży.

Z książkami duetu Penelope Ward i Vi Keeland mam taki mały "problem"; "problemik", że opis na tylnej okładce zaczem zdradza za wiele po przeczytaniu. Ja ostatnio tego nie robię i po prosto biorę te książki w ciemno, bo wiem, że się nie zawiodę. Dotychczas każda ich książka trafiła w moje gusta. Ale jeśli nawet popełnimy ten "błąd" (czy nie błąd, jak to woli) to już niejednokrotnie się przekonałam, że to, co znajdziemy na okładce to tylko fragment układanki. Sposób, w jaki historia autorki lawirują między osiami czasu a wydarzeniami, jak budują historię to coś co zwyczajnie lubię. Oczywiście, nie brakuje schematów, ale co tak naprawdę w dzisiejszych czasach jest w 100 procentach oryginalne? Najważniejsze, że wątki fajnie się ze sobą łączą, nie ma totalnych nielogiczności, czy wręcz absurdów, która nawet największa romantyczna nie byłaby w stanie znieść, a wszystko tworzy dość zgrabną całość, która może nie wnosi nić do naszego życia, ale można się w niej zatracić, na chwilę przenieść się w inne miejsce i po prostu pomarzyć. 



W każdej ich książce coś mnie zaskakuje. Bo kiedy już myślałam, że kurcze, i co dalej, skoro już jest tak dobrze, zawsze wydarzy się coś, co obraca historię o 180 stopni  i wypuszcza ją na nowe tory. Nie inaczej było w tym przypadku, ale co różniło tą książkę od wszystkich, jakie dotychczas czytałam było owo wydarzenie, którego się kompletnie nie spodziewałam, a które bardzo mi się spodobało, (choć sama nie chciałabym nigdy tego "przeżywać) oraz sposób opowiadania historii. Mam tu na myśli narrację, która przez połowę książki była prowadzona przez Aubrey, a od pewnego momentu w czasie przez Chanca`a. Bardzo lubię, gdy książki są pisane z męskiej perspektywy, gdyż nie wiem, zawsze fajniej jest się chociaż na chwilę wejść w męską skórę i zobaczyć, jak wszystko widzą i opisują mężczyźni. Dla mnie to zawsze ciekawe doświadczenie, choć nie oszukujmy się, my-kobiety, nigdy się nie dowiemy tak do końca, jak to jest, ale warto próbować. 

Nie muszę chyba mówić, że książka mi się podobała. Nie tylko fajna fabuła, ale też oczywiście główni bohaterowie, a zwłaszcza postać Chanca, który jest naprawdę... słodki. Pokochałam go jeszcze bardziej właśnie, gdy to on był narratorem powieści. To naprawdę fajny, czuły facet. Taki skarb, którego warto szukać. A biorąc pod uwagę "dziwne" miejsca, które autorki wybierają do swoich "first meeting" to mamy poczucie, że jest szansa, że miłość można spotkać w  najbardziej abstrakcyjnych miejscach, tam, gdzie byśmy się tego nawet nie spodziewali. Aubrey też nie ustępuje postaci Chance`a i jej postać także wzbudziła moją sympatię. To rozsądna, twardo stąpająca po ziemi młoda kobieta, która nie traktuje życia jak nieustanną przygodę, zwykle nie kieruje się emocjami, a raczej jest dość zachowawcza i nieufna. Może odnalazłam w niej trochę swoich cech, dlatego rozumiałam jej wybory, choć nie wiem, czy po tym wszystkim, ja byłabym w stanie wybaczyć...

Styl pisarek się nie zmienił. Jest to coś, co lubię. Jest szybki, przyjemny, niezmącony niepotrzebnymi opisami i nieopatrzony wyszukanymi metaforami, które w tego typu są po prostu niezmącone. Tutaj mamy chodzi przede wszystkim o fun, a czytelnik ma płynnie przechodzić z wydarzenia na wydarzenie, aż do finału. 

Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała, że Słodki drań to nie tylko historia miłosna. Zawsze za nimi dyskretnie, niezobowiązująco podrzucają tematy znane nam ze współczesności jak opieka nad zwierzętami i kwestie etyczne związane z ich "wykorzystywaniem", aż po powolny proces budowania zaufania, które niegdyś się utraciło.  To bardzo wyraźne odniesienie do motywu "drugiej szansy". Nie uciekniemy tutaj także od przewijającego się motywu podróży, który nie tylko można rozumieć dosłownie, ale także w przenośni, jako próbę odnalezienia samego siebie, swojej pasji, swojego miejsca na świecie. 



Słodki drań to słodka, zabawna historia, która rozpoczyna się wątkiem znanym z klasycznych romansów: on - słodki drań; ona - poukładana, spokojna szara myszka. Ale czy w tym schemacie jest reguła? W przypadku duetu Penelope Ward i Vi Keeland schemat otrzymuje nowe życie i zamienia się w dopracowaną, piękną opowieść o miłości, w której pełno zaskakujących wydarzeń i zabawnych przygód. To niezwykle prawdziwa historia złamanego serca, które ktoś na nowo chce posklejać i zapełnić gorącym uczuciem. Przede wszystkim to książka o potrzebie zmian, odnajdywaniu własnej drogi i próbie zrozumienia samego siebie. To powieść, którą pokochają wielbicielki słodkich drani, które chętnie dałby się porwać na motocykl; wyruszyłyby w siną dal i czując wiatr we włosach, jechałyby na przeciw własnemu przeznaczeniu. 



Za możliwość przeczytania tej książki dziękujemy




Autor: Eli
Korekta: Eli




Jeśli moja opinia wam pomogła, klikajcie plusy na:
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4862692/slodki-dran/opinia/51691146#opinia51691146

14 komentarzy:

  1. Właśnie przedzieram się przez jeden "pikantny romans" z draniem w roli głównej i jeśli uda mi się dotrwać do końca to zdecydowanie będę miała romansowstręt przez najbliższy rok. Tak że ten tego. Podziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę ,że będzie doskonale się sprawdza w wakacje. 😊

    OdpowiedzUsuń
  3. Od czasu do czasu sięgam po takie książki

    OdpowiedzUsuń
  4. Książki Penelopy Ward mnie zaciekawiły, na pewno kilka przeczytam. "Słodki drań" może mi się spodobać, a nawet jeśli nie, to przeczytam to tylko dla tej kozy. :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytałam i bardzo mi się podobała. Może nie była to najlepsza książka tych Pań w duecie jaką przeczytałam, ale bawiłam się przy niej świetnie. Pomysł z kozą Esmeraldą Śnieżką genialny :D Do teraz się śmieję jak ją wspominam i jej nieoczekiwane omdlenia :D Co do powodu zniknięcia Chance'a to mogę napisać, że w końcu coś oryginalnego, coś co miało sens. Chodzi mi o to, że gdy bohater mówił, czy tam myślał "beze mnie będzie jej lepiej", "nie mogę jej tego zrobić" itd, to miało to sens. Bo tak, myślę że byłby nieco egoistyczny każąc jej na siebie czekać tyle czasu. Po za tym pojawił się bardzo lubiany przeze mnie motyw czyli podróż. Fajna, zaskakująca momentami i odprężająca książka :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie za bardzo jakoś ciągnie mnie do tego typu książek, ale raz się żyje; jak wpadnie mi w rączki to spróbuje przeczytać (nic nie gwarantuje). Ta koza do mnie przemawia🤣
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zaciekawiła mnie ta książka, więc chętnie ją kiedyś przeczytam ^^
    Pozdrawiam! wy-stardoll.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Lubię książki w tej serii, na relaks jak znalazł :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Książki tych autorek od dawna bardzo chcę przeczytać :) liczę, jak wszyscy piszą, na dowcipną, relaksującą, lekką powieść :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Czytałam, że to luźna i fajna książka, ale ja chyba na razie odpuszczę ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Uwielbiam ten duet, rany, chyba mało jest takich duetów, które sprawiają, że książkę czyta się tak fantastycznie! Akurat tej pozycji nie czytałam, ale mam ją na uwadze na liście priorytetów. Po tej recenzji przyśpieszę proces czytania tej książki :D /Jula

    OdpowiedzUsuń
  12. Jakoś mnie nie ciągnie do zapoznanie się z działami tego duetu, ale obiecałam sobie, że kiedyś sięgnę po coś autorek żeby nie było, że oceniam powierzchownie.
    Jeśli tak się stanie na pewno nie przeczytam opisu z tyłu książki.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
  13. Mnie również książka przypadła do gustu. Uważam, że ten duet doskonale współgra ze sobą. Właśnie jestem po lekturze innej powieści Vi i Penelope :)

    OdpowiedzUsuń

Podziel się z nami swoją opinią :)