Mieszkając z wrogiem,

RECENZJA | Mieszkając z wrogiem - Penelope Ward

środa, marca 27, 2019 Eli 14 Comments

Mieszkajac z wrogiem Penelope Ward

Cześć kochani, jak się macie? Mam nadzieję, że dobrze.
Dziś przychodzę do Was z obiecywaną już dawno recenzją książki "Mieszkając z wrogiem" autorstwa Penelope Ward, którą miałam okazję przeczytać dzięki uprzejmości wydawnictwa Editiored. Nie od dziś jestem fanką twórczości tej autorki i mam wobec niej coraz wyższe oczekiwania, więc jeśli chcecie wiedzieć, czy się nie zawiodłam i macie ochotę poczytać kilka słów o kolejnej powieści, serdecznie zapraszam


Penelope Ward "Mieszkając z wrogiem"

Od nienawiści do miłości?
A co, jeśli miłość pojawiła się pierwsza?

Tytuł oryginalny: "RoomHate"
Autor: Penelope Ward
Tłumaczenie:  Wojciech Białas
Wydawnictwo: Editio.red
Ilość stron: 320


Życie dwudziestoczteroletniej młodej nauczycielki Amelii nie układa się najlepiej. Nie dość, że po zdradzie długoletniego chłopaka Adama próbuje jakoś sobie to wszystko poukładać, to na dodatek niedawno zmarła jej ukochana babcia, z którą dziewczyna była bardzo związana. Ale to nie koniec zmian. Okazuje się, że przemiła starsza pani oprócz biżuterii zapisuje jej połowę domu, którym musi się podzielić. I to nie z kim innym jak z Justinem Banksem, utalentowanym muzykiem i chłopakiem, którego Amelia nie widziała od wielu lat, a który na pewno nie ucieszy się na jej widok. Dziewczyna bowiem zniknęła nagle z jego życia, pozostawiając zadrę w sercu, o którym chłopak nie potrafi zapomnieć. Czy byli przyjaciele z dzieciństwa odnajdą jeszcze to, co kiedyś ich połączyło? Czy uda im się przezwyciężyć uprzedzania i będą potrafili zacząć wszystko od nowa? Czy dawne uczucia odżyją? Tego oczywiście się dowiecie, czytając tę miejscami zaskakującą powieść.

"(...) czy nam się to podobało, czy nie, znajdujący się w Newport dom przy plaży należał teraz do nas. Nie do mnie. Nie do niego. Do nas. Pół na pół".

I tu rozpoczyna się  cała historia. Nie mamy tutaj do czynienia z ludźmi, którzy dopiero się poznali, a z dawnymi znajomymi, którzy w przedziwnych okolicznościach są zmuszeni odnowić kontakt. Przyznam, że właśnie to urzekło mnie w tej powieści najbardziej, bo byłam niezmiernie ciekawa jak ich losy potoczą się dalej oraz tego, co sprawiło, że teraz są wobec siebie tak obcy. Niegdyś powiem byli nierozłączni, a Justin pisał dla niej swoje piosenki... I jak zwykle Penelope Ward zaoferowała mi burzliwą, pełną emocji opowieść o miłości, która wciąga czytelnika od pierwszych stron. Ja nie byłam wyjątkiem.

Relacja między głównymi bohaterami jest trudna. Lata niedomówień, skrywanych uczuć i niedokończonych spraw sprawiły, że między Justinem, a Amelią pojawiła się wrogość, zastępując miejsca dawnej sympatii. Po tym jak Justin zjawia się w domu Amelii oboje nie szczędzą sobie uszczypliwości, kąśliwych uwag, tocząc między sobą otwartą wojnę. Owa wrogość, w głównej mierze przejawia się ze strony Justina, ale młoda nauczycielka nie pozostaje mu dłużna. Między nimi aż iskrzy, a temu wszystkiemu z boku przygląda się dziewczyna Justina Jade, próbując pogodzić zwaśnionych przyjaciół. To klasyczny typ love-hate relationship, który powinien wydać się oklepany i aż krzyczeć: Nuda!, ale coś sprawia, że nie do końca tak jest.  A jeśli do tego pojawiają się ciekawe poprowadzone wątki, nieprzewidziane zwroty akcji, spora dawna emocji i niebanalne postacie, to nie ma co narzekać, tylko siąść i dać się porwać temu szaleństwu. "Mieszkając z wrogiem" można bowiem nie tylko podnieść sobie ciśnienie, ale i odkryć, że nasz wróg zaczyna nam być mniej wrogi, a coraz bliższy. Jak to przecież w romansach bywa od nienawiści do miłości tylko jeden krok...

Co najbardziej uwielbiam w powieściach autorki jest to, że czuć rodzącą się namiętność między bohaterami. To powolne odkrywanie wzajemnych uczuć. Penelope Ward jest mistrzynią w budowaniu napięcia. Podobał mi się sposób, w jaki pokierowała uczuciami bohaterów, poczynając od niewinnej, młodzieńczej miłostki, przez czyste, buzujące w żyłach pożądanie, aż po prawdziwą, dojrzałą miłość. To była niezwykła przyjemność przeżyć to wszystko razem z bohaterami. Co ciekawe, kiedy myślałam, że ich relacja będzie oparta głównie na trójkącie miłosnym między Jade, Justinem a Amelią,  może ukrytym romansie i tonie kłamstw, jedno niespodziewane wydarzenie sprawia, że cała historia obraca się o 180 stopni i biegnie zupełnie innym torem. I za to należy się autorce olbrzymi plus. Przyzwyczaiłam się już, że w twórczości P. Ward nic nie jest takie oczywiste.




Co jeszcze mi się w niej podobało? To oczywiście Justin. Uwielbiam takich uroczych, skrzywdzonych przez kobiety chłopaków. A to, że jeszcze potrafi śpiewać...za to już w ogóle skradł moje serce. Nawet jeśli bywał miejscami nieczuły, wredny i apodyktyczny, wiedziałam, że za jego zachowaniem stoi coś głębszego. To on tak naprawdę "ciągnie" tą historię i bez niego, pewnie nie wyszłoby tak dobrze. Jest on bowiem typem faceta, który uwielbiam w książkach. Stanowczy, kiedy trzeba, ale przede wszystkim czuły, namiętny i niezwykle opiekuńczy. Przyznam, że tak się nakręciłam na Justina, że trochę na tym tle ucierpiała Amelia. I do którejś tam strony miałam wrażenie, że postać Amelii jest trochę mdła i mało wyrazista, że aż ginie. Że znacznie bardziej wolałabym, gdyby tą historię opowiadał Justin. Potem jednak zdarzył się ten ważny plot twist, po którym zmieniłam zdanie. Amelia też bowiem zostaje pozostawiona w trudnej sytuacji i to, jak sobie z tym radzi, niezwykle mnie wciągnęło. Kibicowałam nie tylko im, by odnaleźli drogę do siebie, ale samej Amelii, którą polubiłam, bo wydała mi się autentyczną i szczerą postacią.  



Jak to już bywa w powieściach autorki oprócz romansu dostajemy coś ekstra. Czymś extra w tym wypadku jest oczywiście temat młodzieńczej przyjaźni, odnajdywaniu po latach tego, co umknęło. To opowieść o trudnych relacjach między rodzicami, a dziećmi, które pokrótce poznajemy, dzięki epizodycznej postaci matki Amelii oraz opowieści Justina. Powieść ta mówi o tym, jak jedno ważne wydarzenie może zaważyć na całym naszym dalszym życiu. A także porusza istotny temat, o którym muszę powiedzieć, jednocześnie nie chcąc Wam tego zdradzać. Powiem zatem tylko "nigdy nie mów nigdy". Bo gdy na drodze Justina staje Bea, chłopak głośno krzyczący "nie chce mieć dzieci", będzie musiał przewartościować swoje priorytety.


"Po każdym z twoich płaczów, część mnie umiera. Ale z każdym z twych uśmiechów łączysz je od nowa". 

Do stylu autorki jestem już przyzwyczajona i go lubię, więc nie będę się tutaj rozpisywać, ale miałam wrażenie, że ta książka była pisana trochę dojrzalszym, poważniejszym językiem. Może to kwestia innego tłumaczenia. Nie brakowało co prawda humoru, ale całokształt miał jednak o wiele "cięższy kaliber" niż np. w powieści "Milioner i bogini", co akurat bardzo przypadło mi do gustu (może to kwestia tego, że to solowe dzieło autorki). I choć po romansach nie powinnyśmy się spodziewać górnolotnych wynurzeń, to ja nie raz się złapałam na tym, że ta książka skłaniała mnie do pogłębienia refleksji, gdybym znalazłam się w podobnej sytuacji, co bohaterowie. Nie jest to zatem taka głupiutka historia. 

"Wiesz, cały czas męczyło mnie, że nigdy nie wypowiedziałeś wobec mnie tych dwóch słów. Przywiązywałam ogromną wagę do tego, by usłyszeć od ciebie, że mnie kochasz. A kiedy wreszcie to powiedziałeś - w tamtym esemesie - nie czułam żadnego zaskoczenia, bo w głębi duszy byłam już tego pewna. Nauczyłeś mnie, że miłość nie polega na słowach."


"Mieszkając z wrogiem" to niebanalna, pełna emocji i zwrotów akcji historia o sile uczucia, jakie przetrwało pomimo upływu lat. To słodko-gorzka powieść o przyjaźni, błędach popełnianych w przeszłości, trudnym rodzicielstwie, pasji do muzyki i namiętności, która rozpali każde nieczułe, kobiece serce. Penelope Ward jak zwykle nie zawodzi, po raz kolejny zabierając nas do świata, w której młodzieńcze zauroczenie przeradza się w pełną nadziei i intymności dojrzałą miłość. 

Czy ją polecam? Po ilości postów, jakie pojawiły się na Instagramie, to chyba oczywiste. To jeden z lepszych romansów, jakie czytałam. 


Za możliwość przeczytania tej historii dziękuję




Autor: Eli
Korekta: Eli



Wszystkie zdjęcia i opinie zamieszczone na stronie są naszymi własnymi i podlegają prawom autorskim

14 komentarzy:

  1. Niezle. Super, ze ksiazka podobala sie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rany, to dziś już trzecia recenzja książki tej autorki, jaką dzisiaj widzę. A mnie wciąż nie ciągnie do zapoznania się z twórczością tej pani...

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam i potwierdzam. Autorka napisała piękną historię. Mnie na pewno nie zawiodła, z resztą jak zawsze. Bardzo cenię sobie jej prozę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie znam jeszcze żadnej książki twj autorki :/

    OdpowiedzUsuń
  5. Zgadzam się! Cudowna historia :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Myślę że, wakacje będą idealnym czasem, by sięgnąć po tę książkę. 😊

    OdpowiedzUsuń
  7. Hmmm, o autorce nieco słyszałam, ale nic jej autorstwa nie czytałam, muszę jednak przyznać, że nie jestem przekonana, że jest to książka, którą przeczytać bym chciała. Myślę, że jednak nie wpisuje się w mój gust. ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Rewelacyjne zdjęcia! Co do samej książki także chętnie ją poznam, gdyż uwielbiam różnego rodzaju romanse.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ta historia bardzo przypadła mi do gustu❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  10. Książka właśnie czeka na półce na swoją kolej! Mam wobec niej dość duże oczekiwania :)

    sunreads.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Koniecznie muszę zapoznać się z twórczością tej autorki :D
    Pozdrawiam! wy-stardoll.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. Czuję się zaproszona na wykwintne danie :) Koniecznie muszę zapoznać się z twórczością tej Pani. Coś czuję, że będę zachwycona...

    OdpowiedzUsuń
  13. Tę książkę mam już na liście do przeczytania, bo ciekawią mnie losy bohaterów. Mam nadzieję, że się nie zawiodę. :D

    swiatwedlugkasi.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. Czytałam ją i bardzo mi się podobała, cenię sobie twórczość Ward.

    OdpowiedzUsuń

Podziel się z nami swoją opinią :)